Bomba "Pod Krakusem", czyli o Sukienniczej

str143.jpg (42998 bytes)      Najruchliwsza i najbardziej hałaśliwa ulica dzisiejszego śródmieścia - Sukiennicza - późno zaczęła swą karierę i być może dlatego teraz z takim szumem nadrabia wielowiekowe zaległości. Kiedyś bowiem, pomimo swego usytuowania, należała do ulic poślednich. Być może dlatego, że i sam fach, od którego wzięła nazwę - sukiennictwo - przez lata całe nie umiał zdobyć serc kaliszan. Choć pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z końca XIII stulecia, a dokładnie z 1291 r., z którego pochodzi zapisek o znajdujących się w rynku sukiennicach, to jednak - w porównaniu z liczebnością innych rzemieślników - sukienników było w Kaliszu jak na lekarstwo.

      Pewne ożywienie nastąpiło w wieku XVI z okazji urządzanych dla nich, lub przez nich, jarmarków, ale już w 1624 r. spis rzemieślników wymienia tylko jednego postrzygacza i siedmiu płócienników, czyli produkujących płótno. W 160 lat później inny spis nie podaje już żadnego sukiennika. Po dwóch latach pojawia się w zapisach nazwisko jedynie czeladnika, lecz nie jest to nawet posesjonat.

      Nic zatem dziwnego, że sukiennikom "przydzielono'' w mieście pośledniejszą ulicę. Z planu Politalskiego z 1785 r., tylekroć już na tych kartach przywoływanego, Sukienicza jest dużo mniejsza od dzisiejszej. Wówczas stanowiła tylko odcinek między Rzeźniczą a Piekarską. 0d Piekarskiej do Łaziennej nazywała się bowiem ulicą Gościnną. W przeciwnym kierunku od strony Alei - kończyła się posiadłościami franciszkańskimi ciągnącymi się od Rzeźniczej po mury miejskie.

      Kariera ulicy rozpoczęła się dopiero w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Wzrost znaczenia Sukienniczej połączył się z awansem modnej wówczas Alei Józefiny. Gdy zbudowano przy niej imponujący wielkością a zarazem podziwiany dla urody gmach Trybunału, wynikła konieczność połączenia tej części miasta ze śródmieściem. Przerzucono więc nad Prosną most i naturalnie nazwano go Trybunalskim. Drugą przyczyną były względy komunikacyjne dla zapoczątkowanego świeżo przemysłu. Kiedy stary młyn w Alei oddano Repphanowi na folusz, tędy właśnie - ulicą Sukienniczą - a nie przez ruchliwe śródmieście, najkrótszą drogą z Przedmieścia Warszawskiego, ciągnęły ciężkie frachtowe wozy z repphanowskim suknem. I tak zaczęła się ciężka praca Sukienniczej jako przelotowej arterii w mieście.

      A co z sukiennikami? Było ich w tym czasie sporo w mieście bo aż 120 według spisu z 1829 r. Czy mieszkali przy "swojej" ulicy? Raczej wątpliwe. Owszem, po sąsiedzku, w dawnej Bursie Karnkowskiego na Piekarskiej zamieszkało, ale rychło, ze względu na wysoki czynsz, przeprowadzili się na przedmieścia. Z tych też względów i Sukiennicza wolna była od sukienników, ludzi zacnej i potrzebnej profesji, ale nie najbogatszych i okrutnie wykorzystywanych przez, jakbyśmy dziś to nazwali, "rekinów" ówczesnego przemysłu i przez dostawców surowca. 

      A ulica rosła z obu stron, od mostu - kosztem części ogrodów franciszkańskich, od strony kolegiaty przez wchłonięcie starej Gościnnej, i tym samym nabierała coraz większego znaczenia. Budowano nowe, murowane w większości domy. 0siedlali się tu ludzie raczej zamożni, jak choćby patron Trybunału imć pan Wojniewicz, który o krok od sądu wystawił sobie dom. Ulica była po mieszczańsku porządna, skoro Anna Bronisława Plichta - przybyła z Radomia - w 1840 r. założyła na niej "Wyższą Szkołę płci żeńskiej" (w domu tegoż Wojniewicza). Z kolei w domu mecenasa Cieńskiego w 1871 r., znany z licznych koncertów w mieście Józef Drobniewski udzielał lekcji gry na fortepianie, a w domu Modrzejewskiego, drugi zdolny artysta - S. Grzywiński - udzielał lekcji śpiewu. Dom patrona Cieńskiego to dawny Hotel Rzymski, w nim też mieszkał w 1872 r. inny znany adwokat - Artur Porowski. Jakiś hotel i to "znamienitszy", którego nazwy nie udało mi się niestety ustalić, według planu Wollego z 1878 r., był tuż za rogiem Browarnej. Na jej rogu zaś, od 1865 r. przez dziesięć lat, dopóki właściciel nie przeniósł się na plac św. Józefa, prosperował znakomicie Stanisław Rosenthal handlujący winem. Również na Sukienniczej, aż do przeniesienia firmy na Wrocławską, funkcjonowała jedna ze starszych i popularniejszych w mieście cukierni - Hildebrandta.

      W domu Blocha, na rogu Browarnej, sprzedawano na garnce świeże piwo zwyczajne i bardziej chwalone, "kuflowe" z browaru kaliskiego J. Trąbczyńskiego. Ten sam trunek był na składzie w domu Drehera - Drejerem z polska pisywanym. W jego kamienicy leżącej mniej więcej w tym miejscu, gdzie dziś znajdują się biura "Estrady" i redakcja "Południowej Wielkopolski", w latach siedemdziesiątych prowadziła jednoklasową pensję żeńską Zofia Więckowska. Tu także lekcji gimnastyki dla dorosłych i młodzieży udzielał znany z innych zamiłowań, społecznik i księgarz kaliski Bronisław Szczepankiewicz. Zimą zajęcia odbywały się w sali, a latem w ogrodzie koło domu.

      W tymże ogrodzie w 1875 r. otwarto też typowy letni ogródek z piwem z browaru Trąbczyńskiego. Jednym z najbardziej znanych budynków tej ulicy był wspomniany już dom Blocha. Posadowiła się w nim znana "Piekarnia Wiedeńska" - własność W. Niemojowskiego z Marchwacza, a po jego śmierci W. Jarocińskiego. W tejże piekarni, jak donosił "Kaliszanin", jesiennymi wieczorami wchodziły do piwnic i na schody gromady biednych dzieciaków szukających tu ciepła.

      Wrzaski i klątwy, z jakimi wyrzucała dzieci czeladź piekarska, wywoływały protesty i skargi statecznych mieszczan. Po kilku krytycznych notkach w prasie na temat takich "nieporządków" sprawę rozwiązano definitywnie przez... wstawienie krat w oknach, aby zziębniętych dzieci nie dopuścić do źródła ciepła.

      Najbardziej jednak znanym był dom "Pod Krakusem" stojący na rogu Sukienniczej i Rzeźniczej, naprzeciw jatek chlebowych. W 1871 r. otwarto tu "pierwszy wielki magazyn mebli zagranicznych i tutejszych fabrykantów". Były tu i modne meble z marmurowymi blatami i poszukiwane jako nowość meble koszykowe. Firma miała dwa własne wozy transportowe i dostarczała towar pod wskazany adres. Właściciel tego magazynu M. Moksz toczyć musiał ciężką walkę konkurencyjną z pozostałymi znanymi firmami meblowymi Adama i Blumela, zlokalizowanymi na pobliskiej Browarnej.

      Spokojni i zasobni mieszkańcy ulicy mimo woli uczestniczyli pośrednio w poważnych wydarzeniach politycznych rozgrywających się w mieście. Jak się już rzekło, w klasztorze franciszkańskim mieścił się areszt i to aż do pierwszej wojny światowej. Widziano więc z Sukienniczej, kogo tu doprowadzano po manifestacjach przedpowstaniowych w 1861 r., w czasie powstania Styczniowego czy burzliwych latach rewolucji 1905-07.

      Jeden z epizodów tych tragicznych wydarzeń rozpoczął się właśnie na Sukienniczej. Z domu "Pod Krakusem" 19 kwietnia 1906 r. na przejeżdżającego powozem pułkownika hrabiego Kellera, dowódcę 15 Aleksandryjskiego Pułku Dragonów , znanego z brutalności przy tłumieniu demonstracji na terenie miasta, rzucono bombę. Bomba nie eksplodowała, zamach się nie udał. Jego wykonawcą był Józef Zając przybyły specjalnie z Krakowa, a współpracowali z nim Kaliszanie: Kazimierz Wągrowski, Ignacy Jabłoński oraz wspomniany już Borszyński, w którego mieszkaniu na Browarnej przy gotowano bombę. Zamachowcom udało się szczęśliwie zbiec. Nie darowano jednak Kellerowi. Miesiąc później, w innym miejscu miasta, dokonano, tym razem udanego zamachu. Hrabia Keller ciężko ranny opuścił miasto na zawsze.

      Do tragicznego sierpnia na ulicy nadal panowało spore ożywienie. W domu Fedeckiego prowadzono w 1906 r. stancję dla uczniów nowo utworzonej pierwszej polskiej szkoły handlowej. Na rogu Browarnej, na wprost domu "Pod Krakusem" w 1909 r. działał "Stereoglob" - "zakład dający wiernie jak w naturze widoki krajów, miast i ludzi całego świata (50 widoków wiernych o kolosalnych złudzeniach!)". W tym tak później znanym fotoplastikonie jedna "podróż" kosztowała 15 kopiejek dla dorosłych i 10 dla dzieci, zaś abonament na 6 "podróży" - 75 kopiejek. Co tydzień gwarantowano nowe atrakcyjne wojaże. Na Sukienniczej działał "Kantor św. Zyty" zajmujący się pośrednictwem w zatrudnianiu służących; ekspedycyjny kantor J. Jelenkiewicza załatwiał wszelkie przesyłki do zagranicznych włącznie; na rogu Browarnej, w oficynie, pracowała fabryczka haftów Krauzego. Była tu też jedna z kaliskich drukarni i litografii - Jakuba Kohna - oraz zakład fotografii artystycznej M. Zawadzkiego (od 1912 r.). Zakład wykonywał zdjęcia na miejscu i na wyjazdach ("specjalność - zjazdy i polowania"), miał własną pracownię portretów kredkowych, olejnych i akwarelowych, do czego upoważniał właściciela fakt, iż był on artystą malarzem, ilustratorem pism warszawskich i legitymował się "życzeniami od Kazimierza Tetmajera".

      Tuż przed wybuchem wojny, przy moście Trybunalskim, mieścił się lokal powstałego w 1907 r. Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich "0gnisko". Stowarzyszenie, które prowadziło ożywioną działalność kulturalną, posiadało własną orkiestrę, w sierpniu 1914 r. straciło cały swój majątek ruchomy. I nie tylko Stowarzyszenie, ale również wszyscy handlowcy, rzemieślnicy i mieszkańcy Sukienniczej. Ocalał jedynie klasztor franciszkański, część ulicy od Piekarskiej do Rzeźniczej i jedyny dom za rogiem Browarnej. Po wojnie pięknie ją odbudowano, chociaż nigdy już nie nabrała takiego handlowego charakteru, jaki niegdyś posiadała. Jest znów dom "Pod Krakusem", ale bez sklepów. Wystarczy też przyjrzeć się w ilu domach nie ma nawet śladów po pomieszczeniach handlowych, przede wszystkim sklepach, tak charakterystycznych kiedyś dla tej ulicy. Za naszych czasów dobudowano czwarte skrzydło w domu Apta, ale i tę plombę przeznaczono głównie na biura. Jedyny handlowy odcinek Sukienniczej to część między Piekarską, a Łazienną, czyli około 1/4 długości całej ulicy. Zamiast handlowej ulica przejęła inną ważną funkcję - komunikacyjną. Już w chwili powstania odciążyła tradycyjny ciąg komunikacyjny: Wrocławską - Rynek - Warszawską. Odkąd - słusznie zresztą - tamte ulice zamknięto dla ruchu kołowego, Sukiennicza stała się najważniejszą ulicą śródmieścia. Dziś ruch tu taki, o jakim w najśmielszych snach nie mogło się przyśnić. Pomaleńku od spalin "diabli biorą" resztę drzew koło klasztoru franciszkanów, a od warkotu motorów aż się mury trzęsą. O ludziach nie piszę, bo sami najlepiej wiedzą, w jaki sposób ocenić ten awans. Tylko - czy tak go sobie wyobrażali?