O Ogrodowskiej bez ogrodów

wpe2.jpg (19842 bytes)      Dzisiejszy mieszkaniec Kalisza słysząc nazwę "Ogrodowska'' kojarzy ją w dość naturalny sposób z dzielnicą Ogrody i tam też gotów jest jej szukać. Na Ogrodach jest ulica Ogrodowa, natomiast nazwy "Ogrodowska", czy "Nowoogrodowska" dawno uległy zapomnieniu i określały wcale nie tu położone ulice.

      Jeśli się doda, że dawna ulica Ogrodowska była kiedyś mylnie przez niektórych nazywana Szewską lub Konną, to zamęt w nazewnictwie będzie zupełny. Szewską, jak pamiętamy z poprzednich opowieści nazywana była dzisiejsza Franciszkańska, ongiś św. Stanisława. Ogrodowska zaś, o której chcemy mówić, była równoległa do Franciszkańskiej, położona bliżej rzeki, a wychodziła na dzisiejszą ulicę Broniewskiego. Czy wszystko już wiemy? No tak, to dzisiejsza Narutowicza, ale nim ją tak nazwano, wiele się w jej wyglądzie i charakterze zmieniło.

      Jej początki giną w pomroce dziejów, choć sądząc po położeniu i późniejszych przekazach zabudowa tej okolicy była dość wczesna, tyle że sama ulica długo nie odgrywała żadnej roli. Na planie miasta z 1785 r. ulica nie posiada nazwy, mimo iż z pozoru mniej ważne - chociażby ze względów komunikacyjnych - ulice w mieście takimi były opatrzone. Na tymże planie Ogrodowska odchodzi od Wrocławskiej, biegnie równolegle do odcinka murów miejskich, od których oddzielają ją jakiś pas drewnianych zabudowań, i dochodzi do Starego Końskiego Targu, albo inaczej do tzw. Rosmarku. Część tego placu włączono już do dzielnicy żydowskiej, stąd też nie wiadomo nawet, jak w przypadku innych ulic, ile tu było domów przed wielkim pożarem w 1792 r. Po pożarze Prusacy planowali na miejscu Końskiego Targu wznieść pięć nowych domów, które rzeczywiście tu powstały, tyle że dużo później.

      Na planie z 1824 r. ulica nazywa się Konna, przypuszczalnie od wspomnianego Końskiego Targu, na którym kiedyś istotnie końmi handlowano. W połowie zeszłego wieku pojawiła się nazwa Ogrodowska. A wzięła się stąd, że na końcu ulicy most był przerzucony przez Babinkę, prowadzący na skraj Piskorzewia, a stąd - chyba przez bród na Prośnie do ówczesnej wsi Ogrody. Most na Prośnie pojawił się dopiero w początkach naszego stulecia. Inną ulicą prowadzącą wędrowca suchą stopą na Ogrody była ulica Nowoogrodowska - dzisiejsza Kościuszki.

      W latach siedemdziesiątych, jak sugerowano w ówczesnej prasie, Ogrodowska powinna nosić nazwę "ulicy Weigta" - znanego piwowara, który na trunku tym zrobił kolosalny majątek i do którego należała wówczas większość domów na tej ulicy. Na czoło wysuwała się duża kamienica przerobiona z dawnego browaru, który wcześniej Weigt przeniósł za rzekę, gdzie do dziś jego resztki służą spółdzielni ogrodniczej. Wtedy też ulica, traktowana jako peryferyjna, była mocno zaniedbana, pełna kałuż w starym bruku, bez chodników i oczywiście bez żadnego oświetlenia. Uporządkowano ją dopiero w 1875 r. W tym samym roku w magazynie i lodowni dawnego browaru Weigta powstała parowa fabryka cykorii. Założyciele - Bernard Baumgart, Abraham Wróblewski i Markus Vogel nadali jej nazwę "B. Baumgart et Comp". Na przełomie wieków stały przy ulicy domy Linkego i Fedeckiego. W jednym z nich mieścił się "Zakład Naukowy Żeński" Marii Klimaszewskiej, cieszący się w mieście i okolicy znacznym uznaniem. Do pierwszej wojny na Ogrodowskiej znajdowało się rosyjskie gimnazjum żeńskie, w którym od 1915 r., kiedy własny lokal zajęty został przez wojsko niemieckie, pracowała polska szkoła handlowa późniejsze Liceum im. Tadeusza Kościuszki.

      Trudno dziś zrozumieć, dlaczego właśnie tę okolicę upatrzono sobie na miejsce dla szkół i to jeszcze dla przyzwoitych panienek. Najbliższe sąsiedztwo - Koński Targ, na którym nota bene już od dawna końmi nie handlowano - był tradycyjnym miejscem postoju ciężkich frachtowych wozów, a od 1905 r. dorożek konnych. A że w okolicznych budynkach mieściły się knajpki, nie najlepszej zresztą reputacji i kategorii, a sami "mistrzowie bata" nie wylewali (gorzałki oczywiście) za kołnierz i mieli opinię raczej "porywczych" - toteż awantury na Rosmarku nie należały do rzadkości, a wizyty policji zdarzały się tu częściej niż gdzie indziej. Ale w sierpniu 1914 r. Rosmark ze swym barwnym i hałaśliwym otoczeniu oraz ulica Ogrodowska legły w gruzach. Na Ogrodowskiej ocalał jedynie jeden budynek, tuż nad Babinką. Część pozostałych budynków nadawała się na szczęście do odbudowy. Jako dowód podaje się, że tuż po wyzwoleniu Ogrodowska stała się jedną z najbardziej ruchliwych - nielicznych w śródmieściu - ulic i nabrała znaczenia, jakiego przedtem nie posiadała. W latach dwudziestych w domu pod numerem 4 mieściło się Biuro Techniczne i Dom Handlowy "Prosna". Posiadał on wyłączność na sprzedaż detaliczną wyrobów Kaliskiej Pluszowej i Aksamitnej Manufaktury, czyli dzisiejszego "Runotexu". W tym samym domu mieściła się palarnia kawy pod nazwą "Jowisz", która sprzedawała kawę hurtowo i detalicznie, a także przyjmowała do palenia również... zboże, "byleby w dużych ilościach". Tu mieścił się jeden z popularniejszych w mieście zakładów nowej branży - "Nadprośniańska Fabryka Wag". Dom dalej, pod numerem 6. zajmowała drukarnia P. Piotrowskiego oraz redakcja i administracja drukowanego tutaj "Głosu Kaliskiego" - "organu Ziemi Kaliskiej".

      Szczyt awansu osiągnęła ulica w 1932 r. Ku czci pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, zabitego przez fanatycznego narodowca, ulica otrzymała imię Prezydenta Gabriela Narutowicza. Z biegiem lat ranga ulicy zmalała jednak niepomiernie. Nie na niej przemysłu, nie ma ważnych instytucji - nie licząc dyrekcji i administracji "Ruchu". Nie ma mostu, bo i woda u jej wylotu zniknęła wraz z zasypaniem Babinki. Zabudowano tylko jej kiedyś wolny odcinek i utworzono na rogu sklep ze znaczkami pocztowymi. A sama ulica, choć otrzymała lepsze połączenie i z Piskorzewiem i dawnymi Ogrodami, jakby z tego nie skorzystała. Stała się kolejną spokojną ulicą także spokojniejszego w tym rejonie śródmieścia.