Strzały na Nowym Rynku

str177.jpg (45977 bytes)Okolice dzisiejszego placu 1 Maja, w porównaniu do sędziwego wieku miasta, mają przeszłość krótką, ale za to dość burzliwą. Była to część Piskorzewia, o którym już kilkakrotnie mówiliśmy. Okolica była rolna, pełna pól, ogrodów. Stało tam kilka drewnianych chałup i ubożuchny kościółek, a raczej kaplica pod wezwaniem św. Jakuba ufundowana przez Jakuba Hejnowicza. W wyniku wielkiej powodzi w 1780 r. z kościółka pozostały jedynie smutne resztki. Uratowane deski przeznaczono na parkan, którym ogrodzono mały cmentarz - miejsce pochówku zmarłych w latach 1781-1807 mieszkańców okolicy.

Babinka, pomimo swego niegroźnego wyglądu, była istnym utrapieniem dla okolicy . Jej wody często przelewały się przez nie uregulowane brzegi i zatapiały okolicę. Z czasem stała się ona jednak niezbędnym czynnikiem rozwojowy kaliskiego przemysłu.

Tutejsze pola długi czas wykorzystywane były jako wysypisko, na które zwożono nieczystości z miasta i wszelkie odpadki z nowych fabryk, szczególnie z garbarni. Jeszcze w latach 1825-27, kiedy cały Kalisz szczycił się nowymi brukami, ta okolica tonęła w błocie i kurzu. Zbudowano jedynie most przy okazji nieco porządkując otoczenie. Prowadził on na duży i pusty plac zwany Świńskim Targowiskiem. Widoczny jest on na planie Nahajewicza. Zaznaczony jest tam również zarys dzisiejszej ulicy Ciasnej, podówczas jeszcze bez nazwy, a także dzisiejszej Szopena, którą zwano Przedmieściem Piotrkowskim.

Targowisko służyło handlarzom koni, bydła, nierogacizny, i do czasu, gdy prezydent miasta Halpert zlikwidował targowisko w rynku, przenosząc je na opisywany teraz plac, uchodziło ono w opinii mieszkańców jako poślednie. W r. 1871 wybrukowano je i wówczas przejęło nazwę placu św. Mikołaja. Ojcowie miasta przenosząc tu śródmiejskie targowisko, kierowali się nie tylko względami estetycznymi. Mieli również na uwadze szersze cele i chodziło o przyspieszenie zabudowy tej części miasta. Myślano między innymi o wzniesieniu tu ratusza, początkowo na rogu Babinej, później na przeciwległym krańcu (dzisiejsza Majkowska). Z planów nic nie wyszło, bo podobno place były wówczas już tak drogie, że miastu to się po prostu nie opłacało. Sam jednak magistrat wynajął lokale w domu Harnysza, na rogu dzisiejszej Szopena.

Wtedy też zaczęto mówić o potrzebie wystawienia budynku Straży Pożarnej istniejącej wszak od 1864 r. Zdecydowano, że stanie on właśnie na placu św. Mikołaja, albowiem po obu stronach mostu odbywały się targi drzewne i mieściły się magazyny, stanowiące wielkie niebezpieczeństwo dla tylekroć nawiedzanego pożarami Kalisza.

Po utworzeniu targowiska plac i okolica szybko zaczęły się rozwijać. Rosły domy, pojawiły się pierwsze lokale gastronomiczne, herbaciarnie i sklepy. Środek placu ciasno wypełniły kramy i kramiki. Krzywiono się na ten widok i starano się temu zapobiec w różny sposób. Krakowskim, a może też i kaliskim targiem uzgodniono, że tylko część placu będzie zabudowana, pozostała zaś spełniać będzie rolę placu targowego. W połowie lat siedemdziesiątych być może w ramach ogólnej estetyzacji, zanikła najpierw pierwotna nazwa "Świńskie Targowisko", następnie "plac św. Mikołaja", a na ich miejsce pojawił się "Nowy Rynek" w odróżnieniu do "starego" rynku w śródmieściu.

W r. 1871 w mieście wprowadzono gaz. Upojeni tym widomym znakiem postępu miejscowi przemysłowcy postanowili na Nowym Rynku wznieść specjalny pomnik upamiętniający to doniosłe wydarzenie. Miał on przedstawiać Merkurego - kopię znanej rzeźby z Bolonii - zaś planowany skwer z ławkami miał być oświetlony gazowymi lampami i kandelabrami. Z niewiadomych jednak względów, jak tyle innych projektów pomników w naszym mieście, plan ten nie doczekał się realizacji.

Wzniesiono natomiast budynek Straży Pożarnej, a po drugiej stronie placu, tzw. "kozę", czyli odwach, czyli areszt. Oba projekty były autorstwa budowniczego Józefa Chrzanowskiego - tego samego, któremu miasto zawdzięczało projekty ratusza i teatru. Gmach Straży był wyjątkowo ładnym przykładem ówczesnej mody naśladującej stare formy, podobnie jak koza, zaprojektowana w stylu małego gotyckiego zameczku. Oba budynki padły jednak ofiarą nierozważnych decyzji przed niewielu laty. A przecież budynek Straży wykorzystywany był nie tylko jako miejsce, w którym dzielni chłopcy w srebrnych hełmach pełnili służbę. Odbywały się w nim kiedyś bale i strażackie galówki, potem pobory do wojska, jeszcze później mieściły się w nim nawet sklepy, a także biura nieocenionego ORS-u, gdzie można było zaciągnąć kredyt na pierwszą syrenkę, telewizor, meble itp.

Odwach zaś służył swym pierwotnym celom ponad ćwierć wieku i trzeba przyznać, że rzadko bywał pusty, a czasem nawet cieszył się zasłużenie "dobrą" opinią. Do legendy przeszedł naczelnik aresztu w carskich jeszcze czasach - Proskurin - który podobno za 30-50 kopiejek wypuszczał aresztantów na noc do domów, warunek był jeden: delikwent musiał sam zgłosić się rano z powrotem do aresztu. Sielanka ta nie trwała - jak się należy domyślać - długo. Innych naczelników czy profosów wspominano raczej mniej rzewnie.

U schyłku wieku wielką sławą cieszyły się trzydniowe kaliskie targi końskie. Pierwszy z nich, w 1896 r. z niebywałą pompą otworzył gubernator kaliski Michaił Piotrowicz Daragan. Na tę okazję wyreperowano bruk na placu, postawiono specjalne stajnie i szopy, a sama impreza udała się nad podziw. Sprzedano ponad 1500 koni. Dopisali kupcy zagraniczni i krajowi, a wśród nich legendarny kiedyś "koński kupiec" Puciatycki z Częstochowy. Następne jarmarki były już mniej udane i robiono wokół nich znacznie mniej rozgłosu. Pierwszy koński jarmark z innego jeszcze powodu zapisał się w annałach miejskich. Dał on okazję do występu na tym placu warszawskiemu prestidigitatorowi Gecelowi i grupie skoczków z Ujazdowa, którzy rozpoczęli tradycje wystawiania sztuki cyrkowej. I choć sławny cyrk Pincla w tym samym 1896 r., mimo wspaniałej rewii woltyżerskiej i pary autentycznych Murzynów pokazujących "amerykański boks", zbankrutował i jego majątek, również na tym rynku, poszedł pod młotek licytatora, nie odstraszyło to następnych zespołów do prezentowania swych umiejętności.

Ale Nowy Rynek był przede wszystkim targowiskiem. W budach i kramach, w koszach i na rozpostartych bezpośrednio na ziemi płachtach można było dostać niemal wszystko: od kwiatów po święte obrazki - od nici po gotową konfekcję; od kur, kaczek, indyków po krowy; od ,,cudownego balsamu na wszystkie dolegliwości'', po ,,prawdziwe medykamenty (pijawki, pijawki świeże pijawki!)'', od mleka po piwo; od maszynek do wiązania krawatów po autentyczne antyki. Handlowano wszystkim, na czym można było zarobić, łącznie z rzeczami kradzionymi lub też nielegalnymi, takimi jak broń, waluta, nielegalna prasa. Działały tu "domy gry" grano w "oko", "trzy karty", "blaszki", "lusterka". Kręciły się po nim "niebieskie ptaki". wszelkiego autoramentu naciągacze, cwaniacy i zwykli złodzieje. Sprytny zarobił, oferma stracił. W dni targowe mieszały się profesje, pozycje społeczne, klasy , interesy, języki i narodowości. Spotykało się miasto ze wsią, producent z pośrednikiem, kupiec z nabywcą. Ożywiały ten tygiel lokalne tradycje, jak np. wyjazdy Straży Ogniowej do pożaru, nagła obława policyjna, czy "nieporozumienie towarzyskie" zwalczających się grup. Jednakże na gwarny plac wkraczała czasem historia z sobie właściwą powagą. Plac pamięta i bohaterskie zrywy, i czas pogardy.

Słyszał też Nowy Rynek strzały. Najgłośniejsze, bo odbite echem po całym mieście, padły tu 7 lipca 1906 r. W tym dniu, naprzeciw strażackiej remizy, kaliszanin, bojowiec PPS - Wojciech Jabłkowski - kilkoma strzałami z pistoletu wykonał wyrok śmierci wydany przez organizację na prowokatorze i szpiclu tajnej carskiej policji tzw. Ochrony - Gajewskim. Na tym placu rozpoczął się dramatyczny pościg za Jabłkowskim zakończony złapaniem go w ślepym podwórku na Piskorzewskiej. Dwa dni później na mocy sądu wojennego Jabłkowski został stracony na dziedzińcu kaliskiego więzienia. Nie zapomnieli o nim kaliscy robotnicy. W okresie międzywojennym jedną z ulic w dzielnicy, w której mieszkał Jabłkowski, nazwana została jego imieniem, a uroczyste przeniesienie jego zwłok na cmentarz stało się wielką manifestacją społeczeństwa.

Zmieniły się czasy. Nowy Rynek w Polsce niepodległej został nazwany placem Dekerta - mieszczanina, prezydenta Warszawy z okresu Konstytucji 3 Maja. Zmieniło się również otoczenie placu. Wycięto rosnące tu niegdyś drzewa, pobudowano miejskie hale targowe. W nich to w 1939 r. oraz na placu utworzony był przejściowy obóz dla polskich jeńców wojennych. Również stąd, z hali targowej, szły transporty kaliszan do obozów zagłady najpierw kaliskich Żydów, później Polaków.

Po wyzwoleniu plac, obok funkcji targowiska, pełnił jeszcze jedną rolę. Odświętnie udekorowany był i jest miejscem tradycyjnych wieców politycznych i formowania się pochodów pierwszomajowych. Z tej też przyczyny nazwano go placem 1 Maja.

Aż w końcu przeniesiono stąd targowisko. Handlarki kwiatów są już tylko dalekim echem i namiastką dawnego "perskiego targu". Nie spełnia też tej roli Spółdzielczy Dom Handlowy "Tęcza" w gruntownie przerobionych dawnych halach targowych. Plac stał się bardziej reprezentacyjny, ale czy dlatego, że stracił zabytkowe obiekty: Straży Pożarnej i dawnego odwachu? Zyskał za to, nie wiadomo czemu służącą, jakąś pergolę i stał się głównym węzłem miejskiej komunikacji autobusowej. Ma na nim stanąć w przyszłości pomnik czynu rewolucyjnego. Oby ten projekt był szczęśliwszy od poprzednich. Plac jest porządny, ruchliwy i nabrał zupełnie innego charakteru, niż to sobie zacni ojcowie miasta ponad sto lat temu wymyślili.