Wstęp, czyli ballada o balladach

Ballady kaliskie str.7Skąd się wzięły "ballady kaliskie"? Mnie samemu trudno na to odpowiedzieć. Urodziłem się i wychowałem w Kaliszu. Już w młodości przejawiałem wyraźne "ciągotki' historyczne, których konsekwencją było porzucenie zaczętych studiów dziennikarskich na rzecz historycznych. W tym czasie wiedziałem o mieście sporo, choć zapewne mniej od prawdziwych pasjonatów jego dziejów. Tuż po studiach, jako początkujący nauczyciel historii, spotkałem w Kaliszu trzech zapalonych miłośników grodu nad Prosną. To oni wywarli na moje zainteresowania Kaliszem niewątpliwy wpływ. Z biegiem lat dostąpiłem zaszczytu być ich bliskim przyjacielem. Pierwszym z nich był nieodżałowanej pamięci gorliwy w poszukiwaniach i namiętny propagator najstarszej przeszłości miasta, przedwcześnie zmarły honorowy obywatel naszego grodu - doktor Krzysztof Dąbrowski. Pod jego światłym kierownictwem i ja włożyłem kawałek swej pracy przy wykopaliskach na Zawodziu. Szczęśliwie dla mnie złożyło się, że zmieniając zawód na muzealnika, przez całe lata miałem w nim nauczyciela, doradcę, a także serdecznego i wypróbowanego przyjaciela.

Drugim był znany w mieście artysta i pasjonat, od lat śledzący dzieje miasta - Władysław Kościelniak. Trzecim - jeden z pierwszych kierowników kaliskiego muzeum, mój bezpośredni poprzednik na tym stołku, niespokojny duch, wręcz rozpierany pomysłami - Wacław Klepandy. Jeszcze jako student z podziwem patrzyłem na zbierane przez niego informacje do planowanej przezeń przed 30 laty (!) "encyklopedii kaliskiej".

Takie pasje udzielają się mimo woli. Bez konkretnego celu, ot tak "na wszelki wypadek", pracując w muzeum zacząłem gromadzić fiszki z informacjami o ulicach, ludziach, wydarzeniach, opierając się przede wszystkim na poczciwym "Kaliszaninie", w którym nawet ogłoszenia, okazywały się po latach ciekawe. Wcale nie mniej interesujące okazały się różnego rodzaju dzienniki urzędowe, a także inna prasa o książkach już nie wspominając. Przez lata uzbierało się tego wcale nie małe pudło.

Kiedy w 1966 roku powróciłem do pierwotnie planowanego zawodu zaczynając dziennikarską pracę w "Ziemi Kaliskiej" zgromadzone szpargały pomogły raptem zacząć procentować. Po opublikowaniu na jej łamach kilku historycznych dysertacji, przyszła kolej na cykl opowieści o dawnym Kaliszu, nazwany właśnie "Balladami kaliskimi".

Dlaczego nazwano je "balladami" trudno dziś dociec; spory na temat genezy i początków nazwy trwają w gronie dawnej redakcji do dziś. W każdym razie cykl ten na łamy :Ziemi Kaliskiej" wprowadził ówczesny jej Naczelny, do dziś doskonały kolega i przyjaciel - Bohdan Adamczak. I tak to się zaczęło od 1967 roku. Początkowo raz w miesiącu, potem dwa razy a bywały i czasy kiedy "ballady" gościły na łamach nawet co tydzień. Trwało to do końca 1972 roku i, ku memu zdumieniu, uzbierało się ich ponad dwie setki. Ku zdumieniu całej redakcji "ballady" cieszyły się znaczną poczytnością, traktowane były jako materiał pomocniczy w nauczaniu historii regionu a nawet doczekały się opracowania w pracy magisterskiej.

Ja wróciłem do muzealnictwa, najpierw w rodzinnym mieście, potem w odległej Łomży a sprawa "ballad" odżyła dzięki inicjatywie Federacji Towarzystw Kulturalnych Ziemi Kaliskiej.

Propozycja wydania ich drukiem zwartym, czyli w postaci książki, szczerze mnie ucieszyła, ale i przysporzyła sporo pracy. Nie chciałem aby była to rozprawa, ani też popularno-naukowe kompendium wiedzy o ulicach miasta. W założeniu miała to być gawęda: młodym dająca pewną nie znaną im wiedzę o mieście, starym tę wiedzę ugruntowującą - wszystkim zaś rozkochanym w Kaliszu przyjemność obcowania z jego dziejami. Czy mi się to udało? - ocenią Czytelnicy. W każdym razie chodziło mi również o to, by książka stała się formą zadość uczynienia tym wszystkim, którzy mnie do jej napisania namawiali i pomagali w jej ukazaniu się.

A teraz, po tym niezbędnym wstępie, zapraszam Czytelników do przechadzki po starym Kaliszu, z góry przepraszając co niecierpliwszych za zbytnie gadulstwo, da którego szczerze i samokrytycznie się przyznaję. Ale co robić, skoro aż tyle jest do powiedzenia o tym najstarszym mieście, o każdej jego ulicy, prawie o każdym domu. Ruszajmy więc wspólnie na tę wędrówkę!