,,Kaliski Prater'', czyli spacery w Alejach

str193.jpg (59341 bytes)      Przenieśmy się teraz na drugi koniec miasta, na przedmieście, które jeszcze niespełna dwieście lat temu stanowiły łąki, ogrody i pastwiska. Teren ten, od nazwiska dawnego właściciela czy raczej dzierżawcy - Rembowicza, określany był "Rembowiczyzną" lub "Rembowszczyzną" Żyło się tu sielsko i wygodnie, do miasta było niedaleko, a pomory i inne klęski nawiedzające często gród, tu osiadłych ludzi jakoś szczęśliwie omijały. Jedynie tylko Prosna dawała im się we znaki licznymi i niespodziewanymi niszczycielskimi wylewami.

      W końcu XVIII w. na narożniku przy Przedmieściu Wrocławskim usytuowany był zajazd, a dalej, w stronę dzisiejszego teatru, dwanaście drewnianych, krytych gontem domków wtopionych w ogrody i sady. Bliżej odnogi Prosny mieli swój folwark franciszkanie, a w miejscu gdzie dziś znajduje się tak popularny KMPiK, w poprzek lekkim łukiem, biegł wąski strumień łączący oba koryta rzeki. W 1787 r. miasto z pięciu ogrodów pobierało po 12 złotych czynszu rocznego od każdego. Były więc to grunty miejskie, dzierżawione jedynie przez mieszczan.

       Wielki pożar w 1792 r. ominął to miejsce, a z późniejszych lustracji dowiadujemy się, że ocalałe drewniane domy należały do Orzechowskiego (dwa domy), Mochowicza, Szostakowskiego, Głowackiego, Wasilewskiego, Maltzera, Martina, Andreasa, Mathiasa, Korczaka, Sebastiana i Stephana. Ta część obco brzmiących nazwisk może podsuwać myśl, iż może to właśnie tutaj osiedlili się owi pierwsi tkacze z zagranicy.

      Kiedy po drugim rozbiorze Polski Prusacy rządzący w spalonym Kaliszu planowali jego odbudowę, postanowili przekroczyć nietknięty tu jeszcze krąg murów miejskich. W r. 1800 na "Rembowszczyźnie", prawie równoległe do koryta rzeki, wytoczyli nową ulicę. Otoczyli ją drewnianymi barierami, wysadzili drzewami i na cześć swego króla nazwali ją Aleją Fryderyka Wilhelma. Wkrótce jednak ci sami Prusacy zmienili nazwę na Aleję Luizy - od imienia żony tegoż monarchy. Szybka zmiana nazwy była złym prognostykiem na przyszłość. W czasach Księstwa Warszawskiego królową Luizę zastąpiła Józefina - żona Napoleona. Nazwa ta przetrwała do końca zaboru rosyjskiego i po odzyskaniu niepodległości została zmieniona na... Aleksandry Piłsudskiej. Nazwa jednak przyjmowała się z wielkim trudem i większość mieszkańców nadal używała imienia żony Napoleona. W czasie okupacji imię żony marszałka Piłsudskiego wyparł Herman Goering, jego zaś, po wyzwoleniu, generalissimus Józef Stalin. Ten natomiast po 1956 r. ustąpił miejsca, po raz pierwszy nazwie nie pochodzącej od jakiegoś imienia, Alei Wolności. Trzeba przyznać, że jak na jedną ulicę to zmian tych, o wyraźnie politycznym podtekście, było sporo. Nie zawsze zmiany te zależały od ojców miasta, ale przecież to oni nie mogli sobie od czasu do czasu odmówić roli ojców chrzestnych.

      Zabudowa Alei trwała długie lata, ale niemal od samego początku zarówno prywatne domy, jak i gmachy użyteczności publicznej czy hotele, uchodziły w oczach mieszkańców za jedne z najpiękniejszych w Kaliszu. Trudno więc nie wspomnieć tu o Hotelu Polskim, o którym Przewodnik dla podróżujących w Polsce...J. Krasińskiego z 1821 r. tak pisał "Hotel Polski w najwygodniejszym sposobie założony, w niczym zagranicznym nieustępujący, a osobliwie czystością, Restauratorem i dobrą usługą zalecony, jest przy tym jednym z najpiękniejszych gmachów Miasta, i ma wielkie i obszerne sale, w których Reduty, Kasyna i Bale zwykle dawne bywają: do innych tego hotelu przyjemności nie można opuścić i wygodnie łazienki, które tenże w swoim obrębie ku wygodzie publiczności mieści". Łazienki te położone były na dzisiejszym kanale Rypinkowskim.

      Z tego samego przewodnika dowiadujemy się, że sama Aleja Luizy "czterema rzędami topól włoskich upiększona, przyjemnym jest w mieście spacerem". Krasiński wymienia przy okazji ogród pani Orzechowskiej "udostępniony publiczności jako ogród spacerowy", w którym, na kanale Rypinkowskim, umieszczone były łazienki. W 1821 r. część tego gruntu liczącą 8 tysięcy łokci za sumę 354.338 złotych wykupiono i mimo występującej tu wody podskórnej wystawiono piękny i reprezentacyjny gmach Trybunału. Jego plany sporządził sam "nadbudowniczy wojewódzki" Sylwester Szpilowski. Gmach Trybunału, ozdobiony piękną maksymą: Suum Cuique, co można przetłumaczyć jako: "Każdemu to, co mu się należy", pełni swą rolę do dnia dzisiejszego jako siedziba Sądów Wojewódzkiego i Rejonowego. Naprzeciw Trybunału przerzucono most przez rzekę i nazwano go rzecz jasna Trybunalskim. Otworzył on połączenie "Rembowszczyzny" z miastem. Wkrótce inny, ładniejszy jeszcze most, zwany Aleksandryjskim lub Kamiennym, stanął u początków Alei.

      Jak pamiętamy, choćby z ballady o Prośnie, w 1817 r. fabrykant sukna Repphan wydzierżawił miejski murowany młyn w Alei i przerobił go na folusz. Niestety, zamiast wdzięczności spotkał się Repphan z licznymi krytycznymi uwagami ze względu na hałas, jaki wywołały głośno dudniące wozy frachtowe ciągnące teraz przez most Trybunalski i przez Sukienniczą. Protesty te dotyczyły głównie ruchu tych wozów w Alei, która w przeświadczeniu mieszkańców miała stanowić miejsce wypoczynku i wytchnienia. Dodać tu należy, że folusz stał się pierwszą w mieście elektrownią i choć nie spełnia już tej roli przetrwał do dziś jako budynek na poły mieszkalny, na poły administracyjny. Czy to znaczy, że jest on właściwie wykorzystany? Raczej wątpię. Ale jakkolwiek by on był wykorzystany, trzeba go strzec przed zapędami różnego rodzaju "burzymurków", którzy dość już złego w mieście narobili.

      Aleja z roku na rok rozrastała się i zapełniała pięknymi domami. Niedaleko Trybunału zbudował swój dom w 1821 r. kaliski drukarz Mehwald. Rodzinną rezydencję wzniósł budowniczy Franciszek Reinstein, a nieco później miał tu swoją posiadłość także ojciec chrzestny Adama Asnyka, znany społecznik i doktor medycyny Walenty Stańczukowski. W domu Wejlanda, w 1835 r. w czasie zjazdu monarchów, stał kwaterą pruski następca tronu, inaczej kronprinz.

      Jednakże mimo usilnych starań czynionych celem upiększenia ulicy miała ona jeszcze wiele braków. Obok Trybunału, w połowie ubiegłego wieku, umieszczono targowisko koni, pełne brudu i błota. Konie pojono wprost z rzeki, choć obok stała studnia. Jej przeznaczenie było wszakże zgoła odmienne, bowiem Fryderyk Ehm, wspomniany już przedsiębiorczy miejscowy aptekarz, uzyskał od lekarzy oficjalne orzeczenie, że woda z tej właśnie studni zawiera cenne składniki żelaziste. Aptekarz chciał fakt ten wykorzystać, planując utworzenie w Kaliszu... kurortu, ale nie zdołał swym entuzjazmem zarazić ojców miasta. Wobec takiej postawy sam pan Ehm zainteresował wodą ze studni gromadkę zamiejscowych, którzy przez pewien czas, zjeżdżali tu jak "do wód" Projekt założenia uzdrowiska wznowił w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku "Kaliszanin'', jednak również bezskutecznie.

      Coś jednak w okolicznej wodzie musiało być, skoro tę właśnie okolicę upatrzyli sobie właściciele łaźni i różnych kąpielisk. Przed pierwszą wojną w uliczce za dzisiejszym PKO, w głębi ogrodu, słynny zakład kąpielowy "Goplana" "z wannami z czystej miedzi, kąpielami w wodzie żelaznej i przyrządem Prischnitza", prosperował jako jeden z najlepszych w mieście. Resztki łaziennych tradycji próbował podtrzymać zakład kąpielowy w byłym foluszu jeszcze do lat siedemdziesiątych naszego stulecia. Został jednak zlikwidowany, jedyny obecnie w mieście zakład kąpielowy na ulicy Kopernika funkcjonuje w sposób nie mający nic wspólnego z dobrą tradycją kaliskich łaźni, inaczej mówiąc: fatalnie.

      Mimo wielu takich atrakcji i reprezentacyjnego charakteru, długo musiała Aleja walczyć o właściwe uznanie. Kiedy w Hotelu Polskim zlokalizowano w 1857 r. Resursę Obywatelską, jej członkowie oficjalnie skarżyli się, iż lokal leży "za daleko od miasta" (!). Rok później, korespondent "Gazety Codziennej" tak pisał o tej części Kalisza: "Przechodząc Aleją Józefiny, nic godnego uwagi nie spostrzegłem; w Alei ani żywego ducha nie spotkałem...". I jak to pogodzić z opisem Krasińskiego? A może to tylko zwykła złośliwość i zazdrość obcego żurnalisty? Chociaż...

      W dwadzieścia lat później na łamach "Kaliszanina" skarżyli się mieszkańcy na brak oświetlenia, z czego, szczególnie w pobliżu parku, korzystał nie raz ówczesny "element", okradając wieczorami przechodniów. Na trawnikach między mostem Kamiennym a foluszem, mimo świeżych napraw znów łaziły ponoć... krowy i nierogacizna (!). Narzekano też na kanał koło mostu Rypinkowskiego, który odprowadzał ścieki i latem cuchnął ponoć równie intensywnie, jak.... obecnie.

      W tym samym mniej więcej czasie pismo to chwali Stanisława Hildebrandta-juniora, że w altanie, na wprost Trybunału, sprzedaje z własnej apteki świeży i - jak wówczas święcie w to wierzono - bardzo zdrowy kumys, czyli kobyle mleko. Ganiono natomiast gusta tych, którzy masowo oglądali w "menadżerii" koło folusza takie cuda, jak: "dwie małpki, wilka, dwa zające, sowę i białe myszy, okropną panoramę epizodów ostatniej wojny i rosyjsko-tureckiej i gabinet anatomiczny", kilka woskowych okazów i... cielę o dwóch głowach (!). Słowem - miała Aleja swe blaski i cienie. Ale stopniowo przybywało raczej tych pierwszych.

      W końcu ubiegłego wieku przed Trybunałem urządzony został skwer, a na nim ustawiono na cokole popiersie cara Aleksandra II. Otoczono go ośmioma lampami gazowymi. Nie pomogło to jednak "najjaśniejszemu" i "oświetlonemu" władcy uchronić się od złego słowa, jako że ustawiony tyłem do Trybunału posądzany był, w nieprzystojnych wierszykach, o nie respektowanie prawa i sprawiedliwości.

      W 1906 r. powstał projekt rozebrania starego, drewnianego mostu Trybunalskiego i postawienia nowego - z betonu i stali. Plan zakładał, że budować będzie dwa miesiące, trwała zaś osiem, co wywołało ogromną falę krytyki pod adresem wykonawcy. Ale mimo nowoczesnej konstrukcji most ten nie cieszył się przychylną opinią wśród mieszkańców. Krytykowano go przede wszystkim za "mało elegancki wystrój", i za wygląd, którym przypominał most kolejowy.

      Ponowne zainteresowanie Aleją wróciło na przełomie wieków. Zaczęły się tu lokalizować różne instytucje, przedsiębiorstwa przemysłowe i rozrywkowe. Powstały banki i ich filie, w tym modernistyczny Bank Ziemi kaliskiej i Gosudarstwiennyj Bank z wielkimi carskimi orłami na frontonie. Tradycje banków w okresie międzywojennym podtrzymywano, budując na placu teatralnym okazały Bank Narodowy, a obok Trybunału mały, ale jakże elegancki, gmach dzisiejszego PKO. Oprócz tych oficjalnych banków, w cieniu przepięknych starych kasztanów, którymi wysadzana był Aleja w części leżącej w pobliżu mostu Kamiennego, funkcjonowała także "giełda pod kasztanami", gdzie można było dokonać wszelkich operacji walutowych u miejscowych "czarnogiełdziarzy", głównie wyznanie mojżeszowego. W tej też części, choć także nieoficjalnie, można było wymienić odpowiednie "walory" na kreślone "usługi" wchodzące w zakres "cór Koryntu".

      Zapoczątkowany przez Repphana przemysł w tej części miasta w dalszym ciągu rozwijał się z powodzeniem. W końcu XIX w. dywany smyrneńskie wytwarzał zakład A. Handtkego, zaś - na fali wzrastającego zainteresowania welocypedami - przedsiębiorczy K. Wegner otworzył warsztat i sklep z rowerami i wszelkimi utensyliami rowerowymi. W początkach naszego stulecia ulokowały się tu fabryki koronek i haftów (Frenkla i Koppela), parowa fabryka wyrobów kamieniarskich Alfreda Fibigiera, a także liczne sklepy z magazynem damskich sukien "Maison Moderne" oraz zakładem fotograficznym "Leonardo" Raczyńskiego na czele. W domu z widniejącym do dziś napisem mieściła się "Drukarnia Ziemi Kaliskiej" Radwanów. Tu także znalazło pomieszczenie Towarzystwo Kursów im. Adama Asnyka powstałe w 1906 r., posiadające własną bibliotekę i czytelnię, prowadzące kursy dokształcające i naukę dla analfabetów, których wówczas w mieście nie brakowało.

      Na przełomie wieków powstało słynne przez całe lata Kaliskie Towarzystwo Cyklistów. Liczyło pareset członków z pierwszym prezesem Aleksandrem Hindemithem, z bardzo znanej i cenionej wysoko w mieście rodziny. Cykliści odkupili od niejakiego Koryckiego część gruntu na końcu Alei (tu gdzie dziś budynek NBP), zbudowali własny lokal i drewniany tor kolarski. Ruchliwe Towarzystwo - obok sportowej, rozrywkowej i towarzyskiej - prowadziło także działalność o dużo poważniejszym charakterze, użyczając wielokrotnie swych pomieszczeń, organizatorom zebrań narodowych, co powodowało, iż carska policja miała je nieustannie "na oku". Lokal Towarzystwa użyczany był także na organizowanie imprez dobroczynnych. Na terenie Towarzystwa działa pierwszy w mieście "ogródek dziecięcy" dla 30-40 dzieci, prowadzony przez panią Boretti z Towarzystwa Higienicznego. Także tu urządzano w 1909 r. pierwszą w mieście wystawę "Prac kobiet", zainicjowaną przez miejscowe emancypantki.

      Nie omijały Alei wypadki losowe. Do częstych w tych okolicach należały powodzie. Czasami były one tak pokaźne, że po gmachu Trybunału można było pływać łódką! W okresie międzywojennym przeżyła straszliwy wybuch w elektrowni miejskiej mieszczącej się, jak pamiętamy, w byłym foluszu koło zamachowe turbiny wyrwało dach i w kawałkach rozleciało się po okolicy, rozbijając przy okazji kilka innych dachów. Na szczęście nikt nie został zabity ani ranny.

      Innego rodzaju wymiar miały wydarzenia polityczne. W 1861 r. w czasie demonstracji poprzedzających powstanie styczniowe tłum demonstrantów, złożony głównie z młodzieży, ruszył na Trybunał, w którym mieszkał znienawidzony prezes Łaguna. Dano wówczas koncert "kociej muzyki" i wybito przy okazji w mieszkaniu prezesa kilka szyb. Przeżyła też Aleja burzliwe demonstracje lat 1905-07, w tym skrzętne, lecz bezskuteczne poszukiwania przez całą policję winnych zbezczeszczenia carskiego popiersia przed Trybunałem. Uczestniczyła również w tragicznych wydarzeniach sierpniowych 1914 r. W 1917 r. okupacyjne wojska niemieckie brutalnie rozpędziły demonstracje głodujących. Tędy też, w okresie międzywojennym, prowadził szlak pochodów pierwszomajowych.

      Warto przy okazji odnotować pewien dość charakterystyczny sposób rozpędzania demonstracji i pochodów, które miały skądinąd oficjalne zezwolenia władz na ich zorganizowanie. Wystarczyło, aby w pochodzie wzięli udział sportowcy Żydowskiego Towarzystwa Gimnastyczno-Sportowego ze swym sztandarem z wyhaftowanym herbem Kalisza, a wrogie im grupki "narodowo" usposobionej młodzieży, zwykle zbrojne w laski, w okolicach ówczesnego (ale i dzisiejszego) kina "0aza" atakowały ich, usiłując wyrwać sztandar. Żydzi bronili się zaciekle. Wówczas do akcji wkraczała policja z nakazem rozwiązania pochodu, który "nie umiał utrzymać porządku i zakłócał spokój w mieście". Chwyt był tak wypróbowany, iż powtarzany był za każdym razem, zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Czasem tylko, wyjątkowo, policja pozwalała demonstrantom dojść pod teatr, ale tu już definitywnie, bez żadnych przemówień, pochód bywał rozwiązywany.

      W okresie okupacji ponurą sławą okryła się jedna z bocznych uliczek Alei, odchodząca ku Prośnie: Jasna. Mieściła się przy niej siedziba kaliskiego Gestapo i sam ten fakt budzi okrutne skojarzenia. Była i pozostanie na długo uliczka o niewinnej nazwie niemym świadkiem okrucieństwa okupanta nad Polakami, Żydami i przedstawicielami innych narodowości zamieszkujących Kalisz. Nie lepszą też sławą cieszył się Trybunał - siedziba osławionego wówczas Sondergerichtu. W 1944 r. podczas procesu grupy wywiadu Armii Krajowej Trybunał stał się czasowo nawet siedzibą Sądu Najwyższego z Berlina, który odbył tu sesję wyjazdową.

      Przede wszystkim jednak sławę swą zawdzięcza Aleja... rozrywce. Na długie lata stała się "kaliskim Praterem", jak to nazywała stara miejscowa prasa, niewątpliwym centrum rozrywkowym miasta. Funkcję tę przypisano Alei w połowie ubiegłego wieku i wypełniają ona aż po nasze czasy. W 1874 r. w domu Hindemitha Adam Schindele otworzył przy restauracji tzw. Letni Ogródek. On dał początek, ale tak naprawdę zasłynął dopiero ogródek, a w nim letni teatr z krytą widownią nazywany "Variete" pana Wypiszczyka, gdzie w 1896 r. występowali nawet artyści zagraniczni: "cyrkowi welocypedyści bracia Starley, śpiewaczka Antalfi, fantazyjno-serpentyn tancerka Miss Franconia, koncertowa śpiewaczka Agnes Litke, młodociana subretka Duda Dahlen, duet ekscentryczny "Adolf" oraz tancerz i śpiewaczka Rothstein". Wkrótce po nich występowały sieroty Pepito i karlica - tancerka Eliza Strum. Można więc było ubawić się setnie.

      Były wówczas modne koncerty niezapomnianych orkiestr damskich. Najpierw w cukierni parkowej przy teatrze, później w "Cafe Imperial". Dla odmiany orkiestra wojskowa koncertowała w "Kresach", gdzie można było również wypożyczać łodzie spacerowe.

      W początkach naszego stulecia (tu gdzie dziś, z tym że wejście było od strony Alei) otwarto kinematograf "0aza". Nieco później, w charakterystycznym secesyjnym domu, prawie na wprost teatru, przy rzece, otwarto drugie kino "The Royal Bio", które jednak, mimo gramofonowej muzyki towarzyszącej niemym wówczas obrazom, zrobiło szybko plajtę. Nie przyczyniło mu też publiczności i sławy dość ryzykowne, jak na tamte czasy, posunięcie. Otóż, jak się dowiadujemy z oburzonej prasy pod hasłem "Tu nie Paryż!", właściciel wpadł na pomysł urządzania specjalnych wieczornych seansów "tylko dla dorosłych". Nawet tak niewinne pokazy, pewnie nie nazbyt wyuzdanej rozrywki, w pobożnym i moralnym społeczeństwie kaliskim nie zdołały podreperować kasy właściciela kinematografu.

      W miejscu, gdzie dziś stoi gmach Narodowego Banku Polskiego, na placu pana Koryckiego, obok wspomnianych cyklistów, rozbijały kiedyś swe namioty liczne cyrki. Były one bardzo różne i różnym też cieszyły się powodzeniem. Ale swoisty szał spowodował cyrk A. D. Devigne'a, który w 1909 r., oprócz atrakcyjnego programu, zaprezentował także "francuskie walki" i cały Kalisz "walił jak w dym", by na własne oczy obejrzeć w akcji słynnego Zbyszka Cyganiewicza walczącego z jakąś "Czarną Maską" czy innym równie groźnym przeciwnikiem.

      Przed pierwszą wojną otworzył swe podwoje pensjonat nad Prosną z 15 pokojami, biblioteką i czytelnią oraz pokojem gry na fortepianie, zbudowany przez dzierżawców Zakładu Hydropatycznego w parku, panów Rudzkiego i Wiśniewskiego. W 1917 r. firma fotograficzna "Leonardo" wprowadziła jako nowość wykonywanie portretów pastelowych, akwarelowych i olejnych przez artystę malarza z Warszawy - Mścichowskiego. Trzy lata później, w wolnej już Polsce, w domu pod numerem 10, świeżo przybyły z Paryża artysta, kaliszanin, Z. Cerkiewicz wystawiał swoje prace malarskie. Z kolei w hotelu "Europa", w tym samym miejscu stojącym, co dzisiejszy, właściciel Adolf Imbach załatwiał na miejscu wszelkie przesyłki kolejowe i dysponował obszerną przechowalnią dla znacznych nawet bagaży. Obok niego Zygmunt Mąkowski w swej szkole tańca uczył "Shimmy-Dzimmy, tanga, bostona, Shimmy-One-Step, mazura, oberka i walca". Nadal też istniał ogródek Wypiszczyka, tyle że prowadzony już przez jego żonę Marię. W nim to, za "jedyne 1 zł siedząc, a 50 gr. stojąc i 30 gr. od dziecka" można było podziwiać występy artystów, w tym także artystów cyrkowych.

      W kinie "0aza" odbywały się także pokazy Żydowskiego Towarzystwa, Gimnastyczno-Sportowego, w których brało udział po 60 osób naraz, nie licząc chóru i orkiestry dętej. W tej samej sali odbywały się też... wiece polityczne, na których m.in. przemawiał specjalnie zaproszony z Krakowa socjalista Bolesław Drobner, wybitny działacz polityczny i państwowy, a zarazem postać znana w Kaliszu jeszcze po ostatniej wojnie.

      W domu pod numerem 8 mieścił się lokal "Wiedzy Robotniczej", kierowanej przez kaliskich komunistów i lewicowców: dra Józefa Kloca (pseudonim "Apostoł"), Marię Poniatowską, Józefa Zasiadczyka i Zofię Hejman - późniejszą żonę Juliana Bruna. Ta ruchliwa akcja, skupiająca głównie młodzież robotniczą, została przerwana zamknięciem lokalu w 1920 r. 

      Po wyzwoleniu pozostały nadal pewne tradycje. Jest poczciwa "Europa", są banki, nadal jest sąd, kino "0aza" (gruntownie przebudowane z byłego kina "Wolność"), prowadzone przez lata przez nieodżałowanego kierownika Jerzego Koszaka. Przybył też, tak miły licznym bywalcom, Klub Międzynarodowej Prasy i Książki; mieści się przy Alei Wojewódzka Biblioteka Publiczna. W gruntownie przerobionej kamienicy, pod numerem 25 mieści się Federacja Towarzystw Kulturalnych Ziemi Kaliskiej - hojny mecenas, dzięki któremu książka ta ujrzała światło dzienne. Po przeciwnej stronie, tuż przy moście Trybunalskim, po gruntownej odnowie przybył urokliwy Pałac Ślubów, będący jeszcze do niedawna willą Jaźwińskiego, mecenasa kaliskiego. Aleja nadal należy do najładniejszych ulic w mieście, choć dodające jej tyle uroku lipy, którymi jest wysadzona, w zastraszającym tempie ulegają zniszczeniu. No cóż, Aleja Wolności jest jedną z głównych tras komunikacyjnych, a rachunki za rozwój cywilizacyjny płaci głównie przyroda.

      0 jednej ważnej i przez lata związanej z Aleją instytucji nie wspomniałem dotąd w tej balladzie - o teatrze. Ale gmach ten jest tak szacowny, że wymaga oddzielnego miejsca.